środa, 1 sierpnia 2012

Sintra - miasto z bajki

Sintra - ucieczka z Lizbony


Jednodniowa wyprawa do Sintry zasługuje na oddzielny wpis. Miasteczko pełne pałaców, zamków i ogrodów. Jest oddalone od Lizbony tylko 25 kilometrów, więc grzechem byłoby nie wybrać się w te strony.
 
Złapaliśmy poranny autobus do Sintry i rozpoczęliśmy zwiedzanie od spacerku po okolicy i porcji lodów. Wokół same góry i lasy. Stamtąd wpakowaliśmy się do minibusu, który jechał do Castello Dos Mouros.


Zamek Maurów to schody, schody i jeszcze raz schody. Mordercza wspinaczka przy takim słońcu i wysokich temperaturach. Nagrodą za te trudy były widoki na ocean i kolorowy Palacio da Pena.

Kolejny punktem wycieczki był wspomniany wyżej Pałac Pena. Jest on otoczony przez rozległy park i ogrody, więc żeby się do niego dostać trzeba przejść spory kawałek. Można tez skorzystać ze specjalnych samochodów, które podwożą leniwych lub niedomagających turystów za niską opłatą. My postanowiliśmy iść o własnych siłach. Chociaż leniwi, wydaliśmy już sporą sumę na wszelkie wstępy, a za nami dopiero połowa wakacji. Na czymś trzeba oszczędzić.

Po dotarciu do wzgórza, naszym oczom ukazał się wspaniały widok. Pałac jak z bajki. Pełen różnych barw, wieżyczek i balkonów. Poczułam się jak mała księżniczka. Z przyjemnością przechadzaliśmy się od komnaty do komnaty i podziwialiśmy wystroje wnętrz. Widok z góry też godny polecenia. Z niemałą dumą patrzyliśmy na Zamek Maurów, którego stopnie niedawno pokonywaliśmy w pocie czoła.


Z Peny do Quinta da Regaleira, czyli z powrotem w stronę centrum poszliśmy pieszo, bo musielibyśmy czekać zbyt długo na autobus. Na szczęście otaczał nas las, a w cieniu upał nie dokuczał aż tak bardzo. W Quinta można znaleźć wszystko – labirynty, groty, fontanny, ogrody, nie wspominając o pięknym pałacu. Panuje tu pomieszanie stylów – gotyku, manuelińskiego i renesansowego. Klucząc po ścieżkach parkowych, zbaczając co chwilę ku jakiejś nowej atrakcji, czułam się jak w zaczarowanym ogrodzie. Pełno tutaj wieżyczek, jest studnia i kapliczka. Weszliśmy nawet do jaskini, przeskakując po kamieniach wystających z wody. Niestety nie mieliśmy latarki. Uszliśmy niecałe 15 metrów i słyszeliśmy jakieś dziwne odgłosy. Dwie sekundy później biegliśmy na oślep do wyjścia. No cóż, przecież było ciemno, nie wiadomo co się tam na nas czaiło w mroku!





To było zdecydowanie najlepsze miejsce jakie odwiedziłam w Portugalii. Niestety, trzeba było już wracać do Lizbony, a stamtąd już prosto do Hiszpanii.

sierpień 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz