Sintra - ucieczka z Lizbony
Jednodniowa
wyprawa do Sintry zasługuje na oddzielny wpis. Miasteczko pełne pałaców, zamków
i ogrodów. Jest oddalone od Lizbony tylko 25 kilometrów, więc grzechem byłoby
nie wybrać się w te strony.
Złapaliśmy
poranny autobus do Sintry i rozpoczęliśmy zwiedzanie od spacerku po okolicy i
porcji lodów. Wokół same góry i lasy. Stamtąd wpakowaliśmy się do minibusu,
który jechał do Castello Dos Mouros.
Zamek
Maurów to schody, schody i jeszcze raz schody. Mordercza wspinaczka przy takim
słońcu i wysokich temperaturach. Nagrodą za te trudy były widoki na ocean i
kolorowy Palacio da Pena.
Kolejny
punktem wycieczki był wspomniany wyżej Pałac Pena. Jest on otoczony przez
rozległy park i ogrody, więc żeby się do niego dostać trzeba przejść spory kawałek.
Można tez skorzystać ze specjalnych samochodów, które podwożą leniwych lub
niedomagających turystów za niską opłatą. My postanowiliśmy iść o własnych
siłach. Chociaż leniwi, wydaliśmy już sporą sumę na wszelkie wstępy, a za nami
dopiero połowa wakacji. Na czymś trzeba oszczędzić.
Po
dotarciu do wzgórza, naszym oczom ukazał się wspaniały widok. Pałac jak z
bajki. Pełen różnych barw, wieżyczek i balkonów. Poczułam się jak mała
księżniczka. Z przyjemnością przechadzaliśmy się od komnaty do komnaty i
podziwialiśmy wystroje wnętrz. Widok z góry też godny polecenia. Z niemałą dumą
patrzyliśmy na Zamek Maurów, którego stopnie niedawno pokonywaliśmy w pocie
czoła.
Z
Peny do Quinta da Regaleira, czyli z powrotem w stronę centrum poszliśmy
pieszo, bo musielibyśmy czekać zbyt długo na autobus. Na szczęście otaczał nas
las, a w cieniu upał nie dokuczał aż tak bardzo. W Quinta można znaleźć
wszystko – labirynty, groty, fontanny, ogrody, nie wspominając o pięknym
pałacu. Panuje tu pomieszanie stylów – gotyku, manuelińskiego i renesansowego.
Klucząc po ścieżkach parkowych, zbaczając co chwilę ku jakiejś nowej atrakcji,
czułam się jak w zaczarowanym ogrodzie. Pełno tutaj wieżyczek, jest studnia i
kapliczka. Weszliśmy nawet do jaskini, przeskakując po kamieniach wystających z
wody. Niestety nie mieliśmy latarki. Uszliśmy niecałe 15 metrów i słyszeliśmy
jakieś dziwne odgłosy. Dwie sekundy później biegliśmy na oślep do wyjścia. No
cóż, przecież było ciemno, nie wiadomo co się tam na nas czaiło w mroku!
To
było zdecydowanie najlepsze miejsce jakie odwiedziłam w Portugalii. Niestety, trzeba
było już wracać do Lizbony, a stamtąd już prosto do Hiszpanii.
sierpień 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz