Dostałam od
Alberto urodzinowy prezent – bilet na Metallicę. Koncert miał odbyć się w
stolicy. Przylecieliśmy do Warszawy i zatrzymaliśmy się na CS. Na miejscu
nocowała jeszcze jedna dziewczyna, więc postanowiliśmy razem pozwiedzać miasto.
Zaczęliśmy od Domu Kultury. Ta okropna bryła była darem od Rosjan. Nic
dziwnego, że jest taka brzydka. Niemniej, jest najwyższym budynkiem w Warszawie
i ponoć warto wybrać się na taras widokowy. Tego dnia niebo było zachmurzone
więc darowaliśmy sobie tę przyjemność.
Dalej poszliśmy
do Łazienek. Akurat dzisiaj można było odwiedzić wiele ze znajdujących się tu
secesyjnych budynków za darmo. Poszliśmy więc do Białego Domku i Pałacu
Myśliwieckiego. Przechadzaliśmy się też przed Pomarańczarniami, aż w końcu
dotarliśmy do Pałacu na Wodzie. Niestety, akurat był w remoncie, ale przed jego
gmachem kroczyły majestatyczne pawie. Nie mogliśmy nie zahaczyć o pomnik
Fryderyka Chopina – jednego z symboli miasta.
Nieco się
wypogodziło, więc postanowiliśmy kontynuować spacer. Znaleźliśmy Ogród Saski, z
wielką fontanną po środku, dywanem kwiatów, rzeźbami i zegarem słonecznym. Tuż
przed nim mieści się Grób Nieznanego Żołnierza. Wieczny Znicz jak zwykle był
zapalony.
Przyszła pora
na najładniejszą część Warszawy. Poszliśmy Krakowskim Przedmieściem, szerokim
deptakiem aż do starówki. Co kawałek mijaliśmy jakiś ciekawy zabytek – Kościół
św. Józefa, w którym chyba odbywał się ślub, Pomnik Mickiewicza, Pałac
Prezydencki i Kościół św. Anny.
Nareszcie
dotarliśmy na Plac Zamkowy. Rozpanoszył się na nim czerwony Zamek Królewski.
Nie mieliśmy jednak ochoty wchodzić do środka. Zadarliśmy głowy, by przyjże się
dokładniej ponad 20-metrowej Kolumnie Zygmunta. To właśnie dzięki Wazie
przeniesiono stolicę z Krakowa do Warszawy.
Na starym
mieście, otoczona kolorowymi kamienicami siedzi waleczna syrenka. Niestety, był
to jedyny pomnik, jaki udało nam się zobaczyć.
Powłóczyliśmy
się jeszcze po mieście, by znaleźć jakiś bar mleczny. Smacznie, tanio i
historycznie. Niedaleko baru znajduje się neogotycka Katedra św. Michała i
Floriana, a przed nią piękny klomb kwiatów. Wykończeni,
ruszyliśmy do domu.
Kolejnego
dnia poszliśmy z Alberto pozwiedzać Warszawska Pragę, ale to nie nasze klimaty.
Błądziliśmy między uliczkami i nie widzieliśmy nic ciekawego. Zaopatrzyliśmy się
w picie i jedzenie i pokręciliśmy się w okolicy Stadionu. Czekaliśmy z
niecierpliwością na koncert.
Następnego
ranka przywitał nas deszcz. Mimo tego poszliśmy zwiedzić Muzeum Powstania
Warszawskiego. Dopiero teraz Alberto mógł zrozumieć nasza niechęć do Niemców,
naszą historię. Odwiedzający różnych narodowości przezywali tu szok i nie mogli
pohamować łez. W Warszawie nadal wyczuwa się klimat walki i dziwnie pojęty
patriotyzm, nie doznałam tego w żadnym innym mieście. Ludzie z koszulkami
„Pamiętamy”, znaczki Polski walczącej na murach. Po tym głębokim przeżyciu
musieliśmy trochę ochłonąć. Mimo deszczu przecinaliśmy kolejne zielone skwery.
Po obiedzie pospacerowaliśmy Bulwarami Wiślanymi, pogrążeni w myślach. W końcu
przyszedł czas na widowisko. Wieczorami na podzamczu odbywają się pokazy
multimedialne. Tryskająca fontanna łączy się w dźwięku i świetle dając
niesamowite wrażenie. Byłam przygotowana na cos w stylu Praskiej Fontanny
śpiewającej, ale było zupełnie inaczej. To nie tylko kolory tworzyły animacje.
Tafla wody była jakby ekranem dla wyświetlanych laserowych animacji. Bardzo mi
się podobało. Po pokazie skusiliśmy się jeszcze na miód pitny w jednej z
knajpek na starym mieście. Było romantycznie i przyjemnie. Z jakiejś okazji
puszczano fajerwerki. Pięknie.
Mieliśmy iść
z naszym hostem na imprezę, ale nie odbierał telefonu. Oddzwonił dopiero jak
wróciliśmy do mieszkania. Powiedział, że wróci późno z towarzystwem. Zjawił się
o czwartej i puścił muzykę na cały regulator. Po pół godziny nie mogłam
wytrzymać i postanowiłam dołączyć się do imprezy. Drzwi były jednak zamknięte.
Zapukałam, a on otworzył mi całkiem nagi. Ok… Wróciłam do pokoju. Zgaszono
muzykę. Niestety teraz musiałam słuchać okrzyków miłosnych jego kochanki.
Wolałam muzykę.
Ostatniego
dnia zaświeciło nam słońce. Powałęsaliśmy się po starym mieście i zjedliśmy
obiad. Niestety, nasz pobyt tu dobiegł końca.
czerwiec 2014
czerwiec 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz