sobota, 15 października 2016

Na Budvę najlepszy wrzesień - Czarnogóra cz. 2

       W piątek postanowiliśmy trochę powęszyć po okolicy. Już prawie dochodziliśmy do Adriatyku, gdy zaczepiła nas jakaś dziewczyna i zaproponowała bezpłatny transport na plażę ...Na miejscu nie było zbyt wielu turystów. Owszem, plaża ładna, ale nic nadzwyczajnego. Popływałam trochę, cyknęliśmy parę fotek i już byliśmy gotowi do drogi powrotnej.


       W centrum obeszliśmy wszystkie stragany z pamiątkami i nadmorską alejką dotarliśmy do starego miasta. U jego bram stoi ogromny dzwon - w sam raz do kolekcji mojej mamy. Wtopiliśmy się w labirynt wąskich uliczek, by odnaleźć się na placu tuż przed Katedrą św. Jana. Zaraz obok wpadliśmy na Cerkiew św. Trójcy, która niestety była zamknięta. Atmosfera starego miasta zachęca by się zatrzymać na dłużej - na zielonym skwerku ktoś ćwiczy tai chi, ktoś inny gra na gitarze, a my poszliśmy rzucić okiem na słynną mozaikę w Kościele św. Marii in Punta.




       Teściowie zostali przy grajku, a my wdrapaliśmy się na cytadelę. Wejście za 2,5 euro, nie jest warte swej ceny. Można tam zobaczyć starą biblioteczkę, która nie powala na kolana. Panorama ładna, ale takie same widoki dostępne są za darmo  z murów obronnych miasta.


              Po zwiedzaniu starówki nadal czułam niedosyt więc ruszyliśmy w mini rejs po zatoce.W ostatniej chwili udało nam się wsiąść na żółtą łódeczkę i po chwili mknęliśmy już w stronę wyspy św. Stefana. Od strony lądu wstęp na nią mają tylko bogacze korzystający z tamtejszych luksusowych hoteli. Usadowiłam się na samym przedzie, więc jeszcze zanim opłynęliśmy wyspę byłam cała mokra.


   Potem udaliśmy się na wyspę Hawaii ( według programu) - a tak na prawdę nazywa się Nikolas. zrobiliśmy tam sobie małą przerwę na kąpiel i kawę. Skały, kamyczki, turkusowa woda - czego więcej mi trzeba? Po dotarciu na stały ląd zjedliśmy obiad i udaliśmy się do hotelu, by nabrać sił przed kolejną wycieczką.

23.09.16

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz