W centrum obeszliśmy wszystkie stragany z pamiątkami i nadmorską alejką dotarliśmy do starego miasta. U jego bram stoi ogromny dzwon - w sam raz do kolekcji mojej mamy. Wtopiliśmy się w labirynt wąskich uliczek, by odnaleźć się na placu tuż przed Katedrą św. Jana. Zaraz obok wpadliśmy na Cerkiew św. Trójcy, która niestety była zamknięta. Atmosfera starego miasta zachęca by się zatrzymać na dłużej - na zielonym skwerku ktoś ćwiczy tai chi, ktoś inny gra na gitarze, a my poszliśmy rzucić okiem na słynną mozaikę w Kościele św. Marii in Punta.
Teściowie zostali przy grajku, a my wdrapaliśmy się na cytadelę. Wejście za 2,5 euro, nie jest warte swej ceny. Można tam zobaczyć starą biblioteczkę, która nie powala na kolana. Panorama ładna, ale takie same widoki dostępne są za darmo z murów obronnych miasta.
Potem udaliśmy się na wyspę Hawaii ( według programu) - a tak na prawdę nazywa się Nikolas. zrobiliśmy tam sobie małą przerwę na kąpiel i kawę. Skały, kamyczki, turkusowa woda - czego więcej mi trzeba? Po dotarciu na stały ląd zjedliśmy obiad i udaliśmy się do hotelu, by nabrać sił przed kolejną wycieczką.
23.09.16
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz