Na
kolejny dzień mieliśmy zarezerwowaną wycieczkę we dwoje. Niestety, od samego
rana przyszła do nas recepcjonistka z wiadomością, że wyjazd został odwołany.
Nie pozostało nam nic innego niż autobus do Cetinje, dawnej stolicy Czarnogóry.
Nie dość, że mieliśmy opóźnienie, to jeszcze kierowca palił papierosa za papierosem.
Jak dodać do tego smród starego auta, wąskie kręte ulice pod górę i w dół, to
wyjdzie jak się czół mój biedny żołądek męczony chorobą lokomocyjną. W samym
miasteczku zamówiliśmy taxi do Parku Narodowego Lovcen. I znowu pół godziny
serpentyn ki i dotarliśmy na górę. Na szczyt prowadziły ponoć 462 schody, ale
ta liczba wydaje mi się przesadzona.
Na samej górze wybudowano grobowiec Petera
Njegusa, poety narodowego CG.
Według opisów z Internetu, powinnam zemdleć z
wrażenia, ale otaczający mnie krajobraz nie powalił mnie z nóg. Być może to
przez lekką mgłę. Ponoć przy ładnej pogodzie widać stąd całą Zatokę Kotorską.
Postanowiliśmy jeszcze wypić herbatę w kawiarni w punkcie widokowym i
ruszyliśmy dalej do Cetinje.
Była
stolica to małe miasteczko bez uroku i atmosfery. Przeszliśmy się jej nijakimi
uliczkami, aż dotarliśmy do przytulnej małej Cerkwi Na Ćipurze.
Stamtąd
dzieliło nas już tylko 5 minut od Klasztoru Narodzenia Matki Bożej. Z zewnątrz
owszem, prezentuje się nieźle, szkoda tylko, że nie jest bardziej udostępniony
do zwiedzania. W środku jedna mała kapliczka i sklepik z dewocjonaliami.
Weszliśmy nawet na wzgórze, by zobaczyć czy nie ma stamtąd ładnych widoków, ale
tylko się rozczarowaliśmy.
Po
powrocie do Budvy poszliśmy z teściami na spacer i obiad. Powoli zwijały się
knajpki i budki z pamiątkami. Całą środę przeznaczyliśmy na leniuchowanie,
plażę i spacery. Taki urlop to nie dla mnie, ale trzeba było dać odpocząć
teściom.
27.09.16
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz