Na naszą pierwszą rocznicę ślubu pojechaliśmy do Palermo –
by choć trochę uciec od zimy. Na miejsce dolecieliśmy popołudniu – na szczęście
było jeszcze jasno, więc mogliśmy obserwować góry i Morze Śródziemne w drogę z
lotniska. Mieliśmy jeszcze czas by przejść się po Ogrodzie Angielskim w
wiosennej atmosferze i gasnącym słońcu. Dotarliśmy do obskurnej bramy w bocznej
uliczce z odrapanym domofonem i zadzwoniliśmy. Nikt nie odbierał, więc już się
zaczęłam martwić, że nasze lokum nie istnieje i nas wystawili. Na szczęście
okazało się, że właścicielka poszła na spacer z psem i niebawem nas wpuściła.
Byliśmy głodni, więc zrzuciliśmy plecaki i popędziliśmy do miasta.
Do Teatro Garibaldi mieliśmy jakieś 10 minut pieszo, a do
Massimo – największego teatru we Włoszech, niecałe 20.
Skręcając w jeden z
wąskich deptaków wypełnionych kawiarniami i restauracjami natrafiliśmy na
barokowy kościół św. Ignacego. Na szczęście był jeszcze otwarty o tej godzinie.
Marmurowe podłogi, zdobione sufity, rzeźby i obrazy przytłaczały przepychem, jednocześnie
zachwycając.
Dalej poszliśmy do Placu św. Dominika, przy którym stoi
kościół pod tym samym wezwaniem.
Tuż obok rozpoczyna się bazar Vucciria, na
którym wieczorami rozkładają się handlarze z przeróżnym jedzeniem. Alberto
skusił się na grillowane baranie jelita, ale było mu mało i poprawił jakimś
mięskiem. Ja zamówiłam wieprzowinę zawijaną z ryżem, szynka i serem.
Wstąpiliśmy jeszcze na winko do popularnego baru i w dobrym humorze
kontynuowaliśmy eksplorowanie Palermo.
Skręciliśmy w Via Vittorio Emanuelle, niezwykle spokojnej o
tej porze. Byliśmy niemalże jedynymi przechodniami. Prawie od razu trafiliśmy
na Plac Pretorio z Fontanną Wstydu i Pałacem Pretorio. Pięknie podświetlone
budynki, ale i tak mieliśmy tam wrócić za dnia. Zaraz obok znajduje się Quattro
Canti – zbieg 4 dzielnic. Każdy jej róg jest przyozdobiony rzeźbą i fontanną,
które symbolizują pory roku. Na jednej ze ścian znaleźliśmy wejście do kościoła
Giuseppe del teatini. Piękny nie tylko z zewnątrz – dzięki kopule i dzwonnicy.
Barokowe, bogato zdobione sufity robiły wrażenie. Wróciliśmy na Vittorio i
naszym oczom ukazała się wspaniała budowla – taak, to była Katedra Palermo.
Wiele zdobień i wieżyczek, łuki – całkowite pomieszanie stylów. Ponoć jedna z
jego kolumn należała niegdyś do meczetu. Nie mogliśmy się napatrzeć.
Kontynuując
dotarliśmy do Porta Nuova z 16 wieku. Fasada to coś na zasadzie łuku
triumfalnego. Przeszliśmy przez park i dotarliśmy do Pałacu Normanów – z
zewnątrz niezbyt ładnego. Miałam już dosyć łażenia, te kilka łyków wina
uderzyło mi do głowy i teraz dopadało mnie zmęczenie. Dosyć wrażeń jak na jeden
wieczór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz