Tym razem wybrałam się do Klasztoru Pedrables. Towarzyszył mi chłopak z cs. Dzielnica którą szliśmy obfitowała w ciekawe wille i ogrody. Klasztor obejmował wirydarz, kilka pięter krużganków, sale muzealne i kościół. Wystawiono tam wiele ciekawych eksponatów i starych ksiąg. Szczególnie podobała mi się kuchnia z azulejos i sala z mini scenami. Rzeźby i obrazy ustawiono tak, że wydawało się iż zaglądam przez okno innego świata i wciągały w środek krajobrazu.
Z klasztoru ruszyliśmy pod górę, by dostać się do punktu widokowego w parku Zamku Oreneta. Bardzo dobrze prezentował się stąd Tibidabo, ale poza tym park nie miał zbyt wiele do zaoferowania. Przeszliśmy dalej do Finca Guell - stajni zaprojektowanych przez Gaudiego. Teren był tak mały, że obejrzeliśmy fasady oraz kutą bramę ze smokiem, ale nie wchodziliśmy do środka. Tuż obok znajdują się ogrody Pedrables więc postanowiliśmy się rozejrzeć. Spacerowaliśmy z Alejandro koło fontann i bujnej roślinności, aż zgłodnieliśmy. Pojechaliśmy do centrum na paellę.
Niestety w polecanym lokalu nie było prądu więc poszliśmy do droższej restauracji. Było umiarkowanie smacznie, ale miło spędziliśmy czas. Przez przypadek trafiliśmy na klasztor którego szukałam ostatnio. Bardzo malutki, ale ładny. Kolumny w stylu arabskim nadawały miejscu nieco egzotyki.
Podreptaliśmy jeszcze do słynnej rzeźby kota Botero i ruszyliśmy do bunkrów Carmel. Zajęło nam to trochę czasu, szczególnie, że trzeba było wspiąć się pod górę po schodach. Dotarliśmy w sam raz na zachód słońca. Tysiące światełek, zatoka i góry - coś dla każdego. W drodze powrotnej przeszliśmy przez ciekawy most, zaopatrzyłam się w chorizzo da rodzinki i ledwo żywa powlokłam się do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz