Dzień zaczęłam od spaceru do Łuku Triumfalnego. Słońce jak zwykle pięknie oświetlało i grzało skórę. Spotkałam tam jednego meksykanina i razem powędrowaliśmy do Parku Cytadeli. Mini palmiarnia była zamknięta, ale i tak miło było przechadzać się wśród alejek, posiedzieć przy stawku i wspiąć się na fontannę.
Zawędrowaliśmy pod czerwony Parlament Kataloński, gdzie odbywała się demonstracja. Jakiś emeryt zaczął wygłaszać do nas mowy o papieżu faszyście i inne polityczne bzdury.
Zawędrowaliśmy pod czerwony Parlament Kataloński, gdzie odbywała się demonstracja. Jakiś emeryt zaczął wygłaszać do nas mowy o papieżu faszyście i inne polityczne bzdury.
Przeszliśmy koło Centrum Pamięci Narodowej, gdzie mogliśmy pooglądać z góry ruiny miasteczka, które kiedyś było częścią plaży. Ruszyliśmy na poszukiwania klasztoru, niestety bez powodzenia. Zrezygnowani kluczyliśmy ciekawymi uliczkami, paplając o wszystkim. Ze wszystkich stron otaczały nas zapachy więc skusiliśmy się na gofry.
W końcu dotarliśmy do kościoła St. Maria del Mar. Oprócz pięknej rozety wnętrze nie robiło dużego wrażenia. Gotyckie sklepienia i organy trochę mi się już opatrzyły.
Kluczyliśmy dalej Bario Gotico i dotarliśmy do Placa Catalunya z wielkimi fontannami. W tle wyłaniał się ciekawy budynek z kolorowymi wieżyczkami. Cały plac obsiadało dziesiątki gołębi karmionych przez turystów. Jeden nawet usiadł mi na ręce nieproszony.
Kluczyliśmy dalej Bario Gotico i dotarliśmy do Placa Catalunya z wielkimi fontannami. W tle wyłaniał się ciekawy budynek z kolorowymi wieżyczkami. Cały plac obsiadało dziesiątki gołębi karmionych przez turystów. Jeden nawet usiadł mi na ręce nieproszony.
Mój towarzysz musiał już iść, więc kontynuowałam sama. La Rambla oferuje interesujące widoki.Wiele budynków zaskakuje tak jak Teatr Liceo czy kolorowy Dom Parasoli z figurką smoka.
Odkryłam również muzeum imitacji. Przeszłam tylko przez parter, gdzie wystawione były gigantyczne lalki.
Potem przyszła pora na La Boqueria - ryneczek pełen skarbów i pysznego jedzenia. Kolorowe owoce i soki cieszyły oczy i podniebienie. Skusiłam się na napój ze smoczych owoców - pyszne!
Odkryłam również muzeum imitacji. Przeszłam tylko przez parter, gdzie wystawione były gigantyczne lalki.
Potem przyszła pora na La Boqueria - ryneczek pełen skarbów i pysznego jedzenia. Kolorowe owoce i soki cieszyły oczy i podniebienie. Skusiłam się na napój ze smoczych owoców - pyszne!
Oczywiście nie mogło mnie zabraknąć na Placu Real. Obowiązkowa fota przy fontannie wśród palm i już obrałam kurs do portu. Przeszłam koło zdobionego budynku portowego i położyłam się na moście, by pooglądać kolejki linowe, morze i statki. Miło tak odpocząć w słońcu.
Idąc wzdłuż brzegu zauważyłam czerwoną kopułę i musiałam wybadać co to. W końcu trafiłam do Basilica de la Mare de Deu de la Merce, która niestety była zamknięta. Po drodze odkryłam wielki gmach poczty i postanowiłam wejść do środka. Szklany sufit i obrazy na ścianie nadawały mu atmosfery muzeum. Tak powolutku kontynuując Barcelonety. Niestety wzmógł się taki wiatr, że nie mogłam długo zostać. Pojechałam do domu coś upichcić.
Wieczorem poszliśmy do baru na koncert ponoć znanego chłopaka. Śpiewał całkiem nieźle, trochę coverów, część własnych utworów. Posiedziałam ze 3 godziny, ale byłam już tak zmęczona, że marzyłam tylko o łóżku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz